piątek, 15 sierpnia 2008

Przemyślenia na temat bessy cz. 3

Przez ostatni rok spadków na GPW, bessa "zjadła" 220mld zł. Jest to około 1/5 krajowego PKB, na który Polacy tak ciężko pracują. Odczuje to nie tylko minister finansów, ale także cała polska gospodarka. Nasza kapitalizacja to już 580 mld zł takimi oto słowami powitał zgromadzonych dziennikarzy Ludwik Sobolewski na jednej z konferencji. Pod względem wartości rynkowej krajowych spółek, GPW cofnęła się do poziomu z 2006 roku. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie liczne debiuty, na przykład dewelopera LC Corp, Cyfrowego Polsatu czy Zakładów Azotowych Tarnów.

Wszystko przez kłopoty amerykańskiej gospodarki w której to obywatele przyzwyczaili się do życia na kredyt, często ponad swoje możliwości. Europejczyk, jeśli ma nadwyżkę pieniędzy stara się ją zaoszczędzić na "chudsze lata". Schładza to nieco gospodarkę, ale pozwala wyjść z kryzysu bez większych napięć. Amerykanie natomiast, jeśli w swoim bilansie zauważą nadwyżkę, są przekonani, że za mało wydają. Idą wtedy do sklepu kupują nowy telewizor LCD albo laptopa ;-)

Na tym nie koniec problemów. W ostatnich miesiącach do niebotycznych rozmiarów rozrosła się bańka cenowa na rynku ropy naftowej. To z kolei winduje na całym świecie inflację, co wymusza na bankach centralnych podwyżki stóp procentowych. Kolejnym krokiem w łańcuchu są podwyżki rat kredytowych, co może być szczególnie groźne w Polsce. Nasza gospodarka rozwija się bardzo dynamicznie a to sprzyja zaciąganiu kredytów czy to inwestycyjnych przez firmy, czy to hipotecznych przez obywateli. Skutkiem może być niewypłacalność i kłopoty banków.

Nad Wisłą bessę szczególnie odczuli inwestorzy indywidualni i to nie tylko giganci naszej giełdy jak Leszek Czarnecki, Michał Sołowow czy Roman Karkosik - straty od 3-5mld zł. Około 40mld zł zniknęło z rachunków trzech milionów klientów funduszy inwestycyjnych. W trochę lepszej sytuacji są emeryci którzy mają dłuższy horyzont inwestycyjny czy też inwestorzy zagraniczni, którzy rekompensują sobie straty dzięki umocnieniu złotówki.

Ktoś może powiedzieć, że są to jedynie straty papierowe. To nie do końca prawda. Odczuje to zapewne cała polska gospodarka. Pytanie tylko, w jakim stopniu. Oszczędzający, którzy codziennie śledzą tabele z notowaniami i wycenami TFI, są i czują się biedniejsi. Wielu z nich zrealizowało straty i na lata rozstało się z parkietem, zamrażając swoje pieniądze na lokatach. To przełoży się na skłonność Polaków do wydawania pieniędzy na zwykłą codzienną konsumpcję, sprzęt RTV, auta czy chociażby nieruchomości.

Ale bessa daje się we znaki nie tylko inwestorom. Problemy mają emitenci. Zdobycie kapitału na parkiecie graniczy obecnie z cudem, przez co przekładają oni swoje oferty na "lepsze czasy". A jeszcze rok temu było tak dobrze. W 2007 r. 81 spółek znalazło w kieszeniach inwestorów około 5 mld zł. Po pierwszym półroczu tego roku 23 emitentów zdobyło z emisji akcji tylko 1,3 mld zł

Wśród poszkodowanych jest też polski rząd z ministrem finansów na czele. Po latach ruszyła w końcu prywatyzacja przez giełdę. Plan na kolejne miesiące jest ambitny (m.in. energetyczna Enea). Tymczasem niższe wyceny giełdowe zmniejszą zapewne wpływy ze sprzedaży akcji, które trafią do budżetu oraz państwowych spółek. Po drugie — ewentualny wolniejszy wzrost gospodarczy to mniejsze wpływy z różnych podatków. Minister finansów powinien raczej zapomnieć o liczonym w miliardach podatku od dochodów kapitałowych. Wielu inwestorów dzięki bessie zbudowało sobie na lata sporą tarczę podatkową o której pisałem np. tutaj.

Wpis inspirowany artykułem który ukazał się w w Pulsie Biznesu.

Brak komentarzy:

Podobne posty