środa, 24 września 2008

Zgubne Regulacje

Jak podaje Onet.pl w najbliższym czasie wchodzi w życie kolejna zwariowana regulacja. 11 września Prezydent podpisał nowelizację do ustawy o Funduszach Inwestycyjnych, która nakłada na Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych obowiązek sprawdzania wiedzy i możliwości finansowych swoich klientów. Przepisy wejdą w życie 14 dni od ich ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.



Na czym polega całe kuriozum? TFI zmuszone zostało do dzielenia swoich klientów na profesjonalnych i początkujących. Ci drudzy będą „szczegółowo” informowani o wszystkich kosztach, prowizjach i opłatach.

Projekt obliguje TFI do zbierania informacji o klientach, zwłaszcza nieprofesjonalnych. Dane te mają umożliwić towarzystwom ocenę wiedzy, doświadczenia klienta z zakresu rynku kapitałowego i dostosowanie do nich proponowanych usług. Chodzi o to, by decyzje inwestycyjne były podejmowane przez klientów z pełną świadomością ich możliwych skutków finansowych.

Na papierze wszystko wygląda pięknie. Będzie to jednak wiązało się ze zwiększeniem kosztów zarządzania i obsługi(które w Polsce należą do najwyższych w Europie!), oraz rozrostem biurokracji. Towarzystwa będą musiały przeszkolić swoich agentów, wydrukować kwestionariusze. Nowe obowiązki z pewnością wydłużą procedury związane z nabyciem produktów oferowanych przez TFI.

Wielką niewiadomą jest też dalszy byt produktów takich jak Supermarket Funduszy Inwestycyjnych. Większość transakcji jest tam przeprowadzanych za pomocą internetu. Przedstawiciel TFI powinien ocenić skłonność do ryzyka, możliwości finansowe i na tej podstawie dopasować produkt do profilu klienta. Wiąże się to z przeprowadzeniem rozmowy, chociażby telefonicznej. Chodzi o to, by tym, którzy np. chcą zainwestować swoje ostatnie oszczędności, nie sprzedać produktu związanego z ryzykiem. Do tej pory myślałem, że taką działalność wykonują Doradcy Finansowi, którzy uświadamiają początkujących inwestorów.

Nie wszystkie zapisy z nowelizacji będą jednak szkodliwe dla klientów. Zgodnie z zamierzeniami MF, materiały rozpowszechniane przez TFI w celu reklamy i promocji świadczonych przez nie usług mają być oznaczane w taki sposób, by klient nie miał wątpliwości, że są one reklamą lub promocją. Wyniki funduszy osiągnięte w przeszłości nie będą mogły stanowić głównej informacji w takich materiałach.

Mimo wszystko mam jednak szczerą nadzieję, że zapisy te nie będą tak rygorystyczne. Nie wyobrażam sobie w końcu, aby przy każdej próbie kupna Funduszy Inwestycyjnych, dzwonił do mnie agent TFI wypytując(i notując jednocześnie do bazy danych!) czy aby na pewno wiem z jakim ryzykiem wiąże się zainwestowanie pieniędzy w Fundusz Akcyjny. Z pewnością ja sam, włącznie z czytelnikami mojego bloga, dowiem się więcej z np. takiego kursu, niż słuchając szablonowego pouczenia pracownika TFI.

19 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Sądzę, że to dobra inicjatywa biorąc pod uwagę wiedzę społeczeństwa polskiego dot. TFI. Jest to szczególnie ważne w przypadku funduszy akcyjnych, które jak wiemy notują obecnie ogromne straty... Wiele ludzi kupujących jednostki TFI nie miało pewnie nawet bladego pojęcia, że taka inwestycja wiąże się z tak dużym ryzykiem straty.... koszty społeczne mogą tu być bardzo wysokie.

Oczywiście, docelowo powinniśmy się o tym uczyć w szkole.

Co do kosztów (finanse), to mam wrażenie, że będą to małe pieniądze i raczej nie sprawią, że klienci będą musieli sięgać głębiej do kieszeni. Warto uświadamiać ludzi o niebezpieczeństwach inwestowania... szczególnie w TFI, które mając do dyspozycji agresywny marketing mogą niektóre osoby zbałamucić obietnicą wysokich zysków (historycznych), co miało miejsce przed trwającą bessą.

areqw pisze...

Ale może to nie będzie przy każdym zakupie tylko tak jak teraz przy otwieraniu rachunku maklerskiego na samym początku? Edukacja ekonomiczna jest zawsze wskazana, więc chyba nie ma co narzekać. Nawet jeśli TFI będą miały z tego powodu trochę niższe zyski (bo nie wyobrażam sobie żeby przerzuciły to na klienta).

Osiolek pisze...

Niezwykly pomysl - ale musze przyznac ze wolalbym aby informacje o TFI ( kosztach ,oplatach , itd. ) byly pokazywane wszystkim , niezaleznie od wiedzy czy klasyfikacji. Panstwo nie zmusi Polakow do czytania umow ( swoja drog to ciekawe jak niewiele osob poswieca czas na wnikliwe przeczytanie umowy , instrukcji obslugi ) - zmuszanie sprzedawcow by czytali klientom umowy i zaznaczali nefralgiczne punkty to troche nieporozumienie. ( bo szczegolowe informacje znajduja sie w owu lub zalacznikach )Ciekawe czy bedzie dzialalo wstecz ? Moge dokonywac alokacji ,transferow - czy teraz przed kazda taka operacja bede musial cos wypelnic? Wystarczy raz , czy za kazdym razem ?>

Osiolek pisze...

@Areqw - to wyobraz sobie - jakos beda musialy odbic sobie ta strate. Moze nie teraz - ze wzgledow marketingowych - ale nic w przyrodzie nie ginie.

Cheed pisze...

Jeśli ktoś nie ma pojęcia jak inwestować, powinien udać się do specjalisty(doradcy). Jeśli czujemy się jednak na siłach to inwestujemy samodzielnie i tylko do siebie możemy mieć pretensje. Wątpię, czy cokolwiek w tej kwestii zmieni pytanie agenta "Wie Pan, że inwestowanie w Fundusze Akcyjne wiąże się z ryzykiem i może Pan stracić?". Jeśli natomiast będzie to pytanie zadawane przy każdej transakcji to zacznie być naprawdę irytujące. Nie mówiąc już o kupowaniu funduszy przez internet. A koszty całego przedsięwzięcia pokryje oczywiście klient i będzie to bardzo przebiegłe, bo wzrośnie opłata za zarządzanie, która jest obecnie niewidoczna, bo dzienną wycenę jednostek otrzymujemy po odjęciu tej opłaty.

Pozdrawiam.

Cheed pisze...

Chciałbym też zwrócić uwagę na konieczność archiwizowania tych danych i przetrzymywania ich(o ile się nie mylę przez 5 lat). To również koszty, to wzrost biurokracji a same wycieki takich informacji zdarzają się dosyć często i mogą być tragiczne w skutkach.

Osiolek pisze...

Juz wolalbym licencje dla "doradcow" niz pytanie klienta czy umie z takiego "doradzania" korzystac.

Anonimowy pisze...

Sam przepis jest totalną bzdurą, ale trochę za bardzo demonizujesz jego skutki cheed. Podobne kwestionariusze (stopień akceptacji ryzyka, doświadczenie w obrocie instrumentami finansowymi) wypełnia się przed założeniem rachunku maklerskiego (+jeszcze jeden przy aktywowaniu możliwości obrotu instrumentami pochodnymi). To czysta formalność, bez żadnych rzeczywistych skutków.

Supermarket Funduszy Inwestycyjnych rozwiąże to prawdopodobnie tak samo jak rozwiązał w przypadku eMaklera, gdzie też przecież jest przeprowadzone sprawdzenie wiedzy inwestora.

Tego typu regulacje prowadzą do absurdu, że przed każdym zakupem (ergo każdym obrotem naszymi oszczędnościami) będziemy musieli wypełnić kwestionariusz czy na pewno jesteśmy świadomi, że wydamy pieniądze i już ich nie będzie w portfelu.

Może chodzi o to, żeby ludzie zapomnieli o czymś takim jak TFI (przerażeni wizją utraty całości oszczędności) i zamiast tracić swoje pieniądze umieszczali je na lokacie, generując stabilny, "pewny" dochód dla Budżetu Państwa z tytułu podatku Belki? :)

Cheed pisze...

W wariancie pesymistycznym, przed każdą transakcją będzie do mnie dzwonił agent TFI(nie mBankowego SFI) i śpiewał wyuczoną regułkę. Oby nie, oby nie... ;-)

Swoją drogą nóż mi się otwiera w kieszeni jak czytam takie informacje i konfrontuje je z naszym grajdołkiem:

"Rząd Rumunii zawiesił na rok podatek od zysków kapitałowych, zniesie opłaty transakcyjne i sprywatyzuje przez giełdę duże państwowe firmy, aby pomóc krajowemu rynkowi kapitałowemu wyjść z dołka.

- Zawieszenie podatku od zysków giełdowych będzie dotyczyć zarówno krótko jak i długoterminowych inwestycji – powiedział Varujan Vosganian, minister finansów.

Zawieszenie podatku, który wynosi obecnie 16 proc. dla inwestycji krótkoterminowych i 1 proc. dla długoterminowych, wejdzie w życie od 1 stycznia 2009 roku.

Gabriela Angelache, szefowa rumuńskiej komisji papierów wartościowych i giełd zapowiedziała zniesienie na okres sześciu miesięcy opłat transakcyjnych wynoszących dotychczas 0,08 proc. wartości transakcji.
BET, główny indeks giełdy w Bukareszcie, stracił w ciągu ostatnich 12 miesięcy 52 proc. wartości. Przez ubiegły tydzień spadł o 7 proc."

Zwróćcie szczególną uwagę na wysokość podatku...

Krzysiek pisze...

Lepiej byłoby edukować klientów TFI przygotowując im jakieś kursy czy szkolenia (choćby nawet online) niż ograniczać im swobodę dysponowania swoimi oszczędnościami. Nie wyobrażam sobie by ktoś nie mógł kupić funduszu akcji marki X dlatego że nie wie jaki procent aktywów w tym funduszu jest inwestowane na giełdzie...
A może pójdźmy dalej i odbierzmy mandaty poselskie parlamentarzystom którzy nie zdadzą testu ze znajomości konstytucji? Nie znasz się, nie inwestujesz - nie znasz się, nie rządzisz

Cheed pisze...

Nie widzę tylko powodu, dla którego to TFI powinno przygotowywać kursy, szkolenia dla początkujących, podwyższając tym samym koszty zarządzania wszystkim klientom. Jeśli ktoś nie ma pojęcia o inwestowaniu powinien powierzyć swoje pieniądze specjalistom, jeśli nie ma pojęcia o inwestowaniu a chce się tego nauczyć znajdzie multum stron o takiej tematyce.

Osiolek pisze...

No wlasnie tutaj troche kicha - zalozmy tak - nie znam sie na medycynie , to ide place lekarzowi i on mnie leczy ( czy lekarz ma mnie egzaminowac z medycyny), nie znam sie na pralkach ide do fachowca ( czy musze zdawac egzamin z mechaniki)- co to niby da? Ja wiem ze Polak to wszechstronnie uzdolniony jest ,ale chyba to za daleko idace wnioski - chca sprawdzic co wiemy o rynku zeby potem nie bylo niespodzianek, ale rzetelny doradca wlasnie od takiego tlumaczenia i sprawdzenia wiedzy swojego klienta jest - do tego nie potrzebne sa zadne przepisy. A taki przepis to chybiona sprawa - jak projektuje ludzia dom to sprawdzam czego chca, idzie na to duza kasa , wiec upewniam sie po kilka razy czy sie rozumiemy z prostej przyczyny - ponosze odpowiedzialnosc za projekt ( prawna i finansowa ). Moja prace okresla masa przepisow , norm i egzaminy zawodowe - ale to mnie ,a nie mojego klienta. Co z tego ze zrozumiem ryzyko i umowe jezeli nie dostane najlepszej opcji dopasowanej do moich oczekiwan? Sorry ze tak na wlasnym przykladzie , ale wydaje mi sie ze cos jest nie tak jesli operujac czesto oszczednosciami ludzkiego zycia "sprzedawca" finansowy poswieca 1,5-3 godzin ,a architekt miesiac. Ale to zeby klient odwalal czesc pracy za uslugodawce to marny pomysl na zmiane tej proporcji

Cheed pisze...

Nic dodać, nic ująć ;-)

Osiolek pisze...

OT dotyczacy cen mieszkan w Warszawie
1) wydluzenie obowiazywania 7% stawki Vat na budownictwo mieszkaniowe do 2011r ( niby teraz tez jest ale zaczelo obowiazywac od tego roku - i dotyczylo inwestycji rozpoczetych w tym roku )
2)W miescie jest mnostwo niesprzedanych mieszkan - oddanych niedawno , takich ktore zostana oddane do konca roku i co bardzo wazne trzymane przez ludzi dla ktorych to jest inwestycja
3)Duzo osob rezygnuje z mieszkania na rzecz domu pod miastem - normalna suburbanizacja wywolana napompowanymi cenami
4)Hiszpanscy developerzy - moze nie wiecie ale dosc preznie dzialali na polskim rynku - dla nich bylismy lakomym kaskiem - ale cos u Nas stanelo i zostali z niczym , dodatkowo ich rodzimy rynek zaczal sie lamac , a to spowodowalo iz zaczeli wracac z kapitalem do siebie ( kupili juz jednak sporo gruntow , nie zaczeli budow , ze wzgledu na skomplikowana i dlugotrwala procedure - chca/ musza pozbyc sie tych gruntow , ale Ci ktorzy zostaja na rynku wcale nie spiesza sie bo wiadomo ze cena spadnie )
5)Budynek wymaga konserwowania ( starsze nie sa tak uciazliwe jak nowe, nie chodzi o te 30-40 letnie ) - nowe trzeba sezonowac ok. roku - zeby osuszyc wilgoc technologicza - oznacza to ogrzewanie i to dosc mocne w zimie inaczej pojawia sie grzyb , plesn i tym podobne - jesli sa lokatorzy to oni za to glownie placa , ale kiedy budynek stoi prawie pusty - koszty te ponosi developer - niby nic ale kilkadziesiat mieszkan w kilku budynkach generuje spore koszty . A jest jeszcze woda w rurach , elektrycznosc na zasilanie wind , sieci i tym podobnych.
6)Developerzy opieraja sie na kredytach , tak samo jak kupujacy - tylko ze klient mowi sobie " nie kupie , bo mnie nie stac" a developer ma kredyt ktory wzial na budowe ( lub nawet na wykup gruntu) - musza miec pieniadze zeby kredyty splacac i dostac nowy , kredyty dla indywidualnych obarcza sie duzym rygorem , a taki developer bierze kredyt x razy wiekszy , a jego splacalnosc jest zalezna od sytuacji na rynku
7)Licytacja komornicza- przykra sprawa ale czesc osob ktore wziely kredyt teraz wlasnie dorasta do tego ze nie dadza rady go splacic - jak ktos ma w CHF to mu troche ulatwilo ale w PLN nie ma przebacz. 3 miesiace braku splat - to termin po ktorym zazwyczaj zaczyna sie postepowanie komornicze. Na zime ludzi nie mozna z mieszkan wyrzucac - ale jak sie zima konczy... To oznacza ze troche mieszkan na rynek wroci.
8)Ludzie ktorzy trzymaja nieruchomosci jako inwestycje zazwyczaj sa na plusie jeszcze , ale ich koszty tez dopadaja na zime.
9)W czasie boom-u budowlanego - jakosc mieszkan powaznie spadla - liczyla sie szybkosc , metraz i ilosc. Te mieszkania teraz zostaja oddane - a ludzie wywalajac ogromna kase zaczeli wybrzydzac. Teraz tez beda - bo sorry ale za 200 tys $ ( 600 tys pln ) to mozna kupic 60 metrowy apartament na manhattanie ( 5 aleja te sprawy ) a nie na Mokotowie. i beda wybrzydzac dalej.
10)Narod wracajacy z emigracji , ma juz zdecydowanie mniej kasy ze wzgledu na umocnienie zlotego.
11)Cena metra przy sprzedazy , jeszcze nie osiagnela ceny wytworzenia takiego metra przez developera - dla mnie to ok. 4000 zl/m ( tlumaczenia ze koszty wzrosly itd. - ale w przeciagu tych 2 lat rosly do obecnego poziomu , a nie byly caly czas na obecnym poziomie ) 2 lata temu , betoniarz zarabial x mniej niz teraz.
12)Certyfikat energetyczny - ma byc od nowego roku - nie bardzo wiadomo jak ma byc egzekwowany ( ach ta uznaniowosc w urzedzie) ale to tylko oznacza dodatkowe koszty dla posiadajacych mieszkanie na sprzedaz.

Teraz kilka rzeczy ktore utwierdzaja mnie w przekonaniu o spadkach cen - rok temu rynek zlapal zadyszke , zaczely spadac ceny u developerow ( bylo to ukryte pod postacia promocji - rowerow itp.) Mali ( sprzedajacy 1 zazwyczaj wlasne mieszkanie) podbijali ceny prawie do wartosci nowych - powoli przestalo sie sprzedawac. Developerzy dalej trzymali cene metra - ale dorzucali juz balkon gratis , parking , garaz. Mali widzieli ze ceny nie spadaja wiec trzymali dalej. Liczba mieszkan rosla ( inwestycje sprzed 1-2 lat) , osob z mozliwosciami malalo. Developerzy poczuli ciezar , zjechali z tranzakcyjnych ( nie mylic z nominalnymi) cen metra. Czesc malych zorientowala sie ze jest zle i zaczeli sie pozbywac mieszkan - nie mogac juz dluzej czekac na kupca. Developerzy obnizyli ceny metra ( vide Orco), mali rowniez zmienili cene nominalna. Dom Development nie chce obnizyc ceny - bo ( to dopiero ciekawe) musi miec pieniadze na zakup nawych gruntow. Inna sprawa jest iz sporo ludzi wydaje kase na "aranzacje wnetrz" juz posiadanych - bo to latwiej i taniej zrobic niz kupic nowe mieszkanie.
Dlaczego na wiosne ceny znowu rusza - bo dojda do rzeczywistego poziomu ( dluzej developerzy nie pociagna bez sprzedazy) , rynek bedzie tez bardziej atrakcyjny dla zachodniego rynku.

Nie umiem natomiast odniesc sie do rynku kredytow hipotecznych - mam nadzieje ze do tego czasu kurz opadnie i bedzie wiadomo na jakim poziomie jestesmy. Zbieram kase - poniewaz wiem ze zaostrzone beda zasady uzyskania kredytu , a im wiekszy wklad wlasny tym latwiej sie rozmawia.

Chetnie poczytam Wasze opinie - bo oczywiscie moge sie mylic lub pomijac pewne rzeczy.

Cheed pisze...

@Osiolek: To o czym piszesz to prawda i ciężko to podważyć. Wątpliwości mam dopiero przy tym, że "na wiosnę ceny znowu ruszą". Wydaje mi się, że jak na rajd cen z którym mieliśmy w ostatnich latach do czynienia to na kolejny za szybko. Jak sam zauważyłeś, kredyty hipoteczne nie będą już tak popularne - banki zaostrzą kryteria, mniej osób będzie na nie stać. W ostatnich latach boom na budownictwo napędzały głównie kredyty we frankach szwajcarskich, jednak według mnie wzrosła w ostatnich miesiącach świadomość Polaków co do ryzyka brania kredytu w walucie innej niż się zarabia. Ludzie, trzy razy się zastanowią zanim pójdą do banku. Problemem też są kredyty w złotówkach - póki co stopy procentowe rosną, zatem rośnie i koszt kredytu i w perspektywie kilku najbliższych lat nie rysuje się to w kolorowych barwach. Mamy deklarację premiera o przystąpieniu do strefy Euro w 2011 roku(co oczywiście jest niewykonalne), to oznacza, że NBP będzie musiało kontrolować inflację, nawet kosztem wzrostu gospodarczego -> mniej obniżek stóp i dominacja "jastrzębi" podczas głosowania.

Sam w swoich inwestycjach bardziej skłaniałbym się ku ziemi. Ziemi w atrakcyjnym położeniu - być może w okolicy masz takie obszary gdzie zaczynają się pojawiać domki i rokuje to na przyszłość, że powstanie tu osiedla. Czasem warto przejechać się po okolicy, podpytać itp. ;-)

Jeśli jednak wierzysz w ożywienie boomu na budownictwo mieszkalne i byłaby to inwestycja pod sprzedaż w przyszłości to warto pomyśleć co z takim mieszkaniem będzie się działo po jego kupnie. Czy będzie ono atrakcyjne dla potencjalnych klientów którzy będą chcieli je wynająć(studenci - blisko uczelni, dobra komunikacja).

Osiolek pisze...

Slusznie - argumenty na potwierdzenie kiedy zmieni sie trend mam dosc nikle , powiedzmy ze bardziej to czuje niz wiem :) - jednego jestem pewien , jesli nawet rusza to bedziemy mieli doczynienia ze wzrostem 10 procent w ciagu roku ( wiec wiele z boomem to wspolnego miec nie bedzie )

Cheed pisze...

10% rocznie to nie jest dużo, nawet jeśli mówimy o nieruchomościach, więc myślę, że możesz wstrzelić się w taki zysk. Ale jak już pisałem wcześniej, nieruchomości nie są dla mnie - posiadam bardziej teoretyczną wiedzę i mogę się mylić. Jeśli mam zarabiać wolę Akcje/Fundusze - bardziej mobilne i ten dreszczyk emocji ;-)

Pozdrawiam.

Osiolek pisze...

Tez nie patrze na ten rynek jako inwestycje - poprostu potrzebuje takowe do zamieszkania. ( Inwestycja w nieruchomosci - to zadko kiedy jest 1 umowa i 1 zaplata - ale o prawdziwych kosztach dowiaduje sie czlowiek po :)

Cheed pisze...

Jeśli ma to być mieszkanie dla Ciebie i nie chcesz go szybko sprzedawać, to myślę, że w przyszłym roku będzie bardzo dobry moment do tego. Pamiętaj, że trafić w samo dno jest trudno, ale lepiej kupić blisko niego niż wtedy gdy napiszą o boomie w gazecie ;-)

Pozdrawiam.

Podobne posty